Kochasz swoje dziecko najbardziej na świecie. Poświęcasz ogrom czasu i pracy w jego wychowanie. Dbasz, żeby ładnie było ubrane, uczesane. Zapewniasz kreatywne i rozwojowe zabawy. Jednak swoimi oczekiwaniami wobec dziecka nieświadomie je krzywdzisz… Jaka jest Twoja krzywdząca cecha ? Nadopiekuńczość jedna z niepożądanych cech, która krzywdzi Twoje dziecko i z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że to właśnie ona doprowadzi do tego, że Twoje dziecko wyrośnie na fajtłapę.
Czy my rodzice zdajemy sobie sprawę, że naszą nadopiekuńczością i wysokimi oczekiwaniami co do naszych dzieci, może prowadzić do tego, że nasze dziecko do 30 roku życia będzie na garnuszku u mamusi.
Spotkaliście się kiedyś z taką sytuacją, u siebie , że dochodziliście do wniosku,że lepiej nakarmić swoje dziecko,bo będzie szybciej,nie ubrudzi się i wszystkiego w koło. Wszystko fajnie,do momentu,gdy nie przechodzi to do codziennego rytuału i nie karmicie dziecka do trzeciego czy do piątego roku życia.
Podobne sytuacje wyręczania dziecka:
„Daj ubiorę Cię, będzie szybciej ”
„Źle to robisz daj,zrobię to za Ciebie”
„Daj otworze Ci to”
„Daj pokoloruje Ci to zrobię to staranniej ”
Wyręczanie dzieci i robienie podstawowych czynności za niego powoduje zahamowanie rozwoju dziecka.
Często my rodzice nieświadomie mamy jakieś wygórowane oczekiwania wobec dzieci i chcemy, żeby od razu wzięli łyżkę czy widelec i samodzielnie jedli. Najlepiej nie brudząc przy tym wcale. Nie da się przeskoczyć niektórych etapów nauki. Jeśli chcemy,aby dziecko było samodzielne, musimy przygotować się na to, że jedzenie będzie na ziemi i trzeba będzie posprzątać. Krakowa od razu nie zbudowali. Wyręczając dziecko już na etapie podstawowych czynności powoduje to,że trzylatek/czterolatek idąc do przedszkola nie umie:
– posługiwać się sztućcami,
– sam ściągnąć spodni w toalecie.
– nie wspomnę o pracach manualnych : jak kolorowanie,rysowanie itp.
Podsumowując takiemu dziecku, już na starcie rodzice nieświadomie robią krzywdę,a wszystko za sprawą ich nadopiekuńczości. Dziwić się potem ,że po paru latach taki rodzic budzi się z ręką w “nocniku” i dochodzi do przykrego wniosku, że dziecko nie jest gotowe do samodzielnego życia, a przecież jednym z naszych najważniejszych celów jako rodzica jest pomóc dzieciom rozłączyć się z nami, pomóc stać się niezależnymi ludźmi, którzy w dorosłości będą zdolni do samodzielnego życia.
„Zapomniał wół jak cielęciem był”
Kochany nadopiekuńczy Rodzicu odrobinę zdrowego rozsądku i wyrozumiałości dla małej istotki, która dopiero się uczy samodzielności, nie zaszkodzi. Nie wyręczaj, nie pokazuj, że Ty umiesz zrobić to lepiej, bo kiedyś też nie umiałeś. Zapewniam, że od razu nie znałeś zasad Savoir vivre.
Daj dziecku ćwiczyć umiejętności samodzielnego jedzenia, picia, korzystania z toalety i funkcjonowania. Jak to kiedyś ktoś mądry powiedział „Trening czyni mistrza” więc, nie rób ze swojego dziecka fajtłapy.
Dzisiejszy post jest napisany pod wpływem emocji, mam nadzieje,że skłoni rodziców do chwili refleksji.
Troszczmy się o nasze dzieci, otaczajmy dziecko wygodami, próbujmy zrozumieć,ale nie wyręczajmy w każdej czynności. Dajmy im naszą miłość, wiedzę, doświadczenie -aby pewnego dnia mieli siłę i predyspozycje, by nas opuścić i się usamodzielnić.
11 komentarzy
Ja, jako córka, na szczęście nigdy nie miałam podobnych problemów z mamą. Nigdy mnie nie wyręczała, bo nie chciała, żebym była fajtłapą. A ja bardzo szybko załapywałam większość rzeczy i sama chciałam próbować robić coś sama, więc tym bardziej nie było problemu.
Inna sprawa z moją kuzynką, która zawsze była bardzo gruba, a przez to niezdarna i powolna. Nie dość, że każdy chciał zrobić za nią wszystko, żeby było szybciej i lepiej, to ona sama nigdy nawet nie chciała próbować, bo widziała, że dużo rzeczy jej nie wychodzi. Kiedyś pojechała ze mną i moją mamą na wakacje, miała wtedy ok. 7-8 lat i nie potrafiła sama się umyć przed spaniem. Tragedia! Oczywiście rodzice zganiali winę na tą jej niezgrabność i nikt nie wpadł na to, że gdyby jej we wszystkim nie wyręczali, to by się prędzej czy później nauczyła.
Szczęśliwie jestem bardziej mamą przewrażliwiona niz nadopiekuńczą, tak naprawdę z własnej wygody. mój 6-letni syn od półtora roku sam bierze prysznic, a córcia 4-letnia gdzies od miesiąca. kontroluje jedynie ilość zużytej wody i faktycznie czy są umyci ;), a także myję głowę córce, która ma długie włosy.
Oczywiście mają fazy niemocy i wtedy im pomagam, ale wynika to raczej z potrzeby bliskości niż braku umiejętności.
Nie cierpię (!) wyręczać Młodego. Sam je, pije, ubiera się, rozbiera, korzysta z toalety i tak dalej… Jedynie, gdy się pieruńsko śpieszę, nakładam mu buty, czy kurtkę, bo wiem, że muszę wyjść w ciągu minuty, z domu, a on będzie się grzebał 5.
Jakoś nie potrafię pojąć, co kieruje tymi rodzicami, którzy te dzieci wyręczają.
To najgorsze, co może być.
Takie zachowanie rodziców prowadzi też do zaniżania poczucia własnej wartości, szczególnie jak rodzic podkreśli: daj, ty nie potrafisz, ja zrobię to lepiej. Jeszcze jak nie miałam dziecka, to wiedziałam, że muszę dać mu możliwość samodzielnej nauki. Każdy uczy się na własnych błędach. Ja będąc już dorosłą też nie lubię jak ktoś mnie poucza jak mam wychowywać swoje dziecko, chociaż to temat na kolejny post. Może sama go poruszę 😀 W każdym razie, też wolę uczyć się wszystkiego sama. Mam nadzieję, że mój plan się powiedzie i będę miała duże pokłady cierpliwości jak jedzenie po raz setny będzie lądowało na podłodze 🙂
Oj jak ja nie lubię wyręczać Młodej. Ona woli sama i mnie to bardzo mocno cieszy. Oczywiście jeśli prosi mnie o pomoc to nią służę ale w granicach rozsądku 🙂
Jestem za tym, aby uczyc samodzielnosci. Roznymi metodami. Czasami rodzice po prostu tak wyrazaja troske, czasami nie wiedza jak sobie poradzic z uzaleznieniem od dziecka 🙂
Jak na mój gust nasze chłopaki są nieźle ogarnięci, więc mam nadzieję, że nie będą fajtłapami 🙂
To ważne by nie wyręczać dziecka lecz uczyć – kosztem brudnych ubrań, podłogi, nabitych siniaków. Jednak do tego potrzebna jest cierpliwość, której nam rodzicom często brakuje. Chcemy wszystko szybko, wszystko już, więc łatwiej nam zrobić coś za dziecko. Tak nie powinno być. Z drugiej strony tak kochamy te nasze dzieci, że dla nich chcemy zrobić wszystko by tylko się nie męczyły. Swoją miłością możemy wyrządzić im krzywdę. Dlatego po raz kolejny okazuje się, że w byciu dobrym rodzicem najważniejszy jest LUZ!
Czasem pomagam córce, czasem zrobię coś za nią, bo czas nas goni, ale ogólnie młoda jest mega samodzielna i wręcz krzyczy jak nie może czegos zrobić sama 🙂 Myślę, że udało mi się choc w tej kwestii wypośrodkować moje “mamowanie” 🙂
Moje dzieciaki są bardzo samodzielne, czasem za bardzo 🙂 ale są sytuacje w których im pomagam.
Ja staram się uczyć dzieci “pozytywnego” cwaniactwa 🙂 To znaczy, zapomniały zrobić zielnik do szkoły, to idąc rano do szkoły nazbierają liści na skwerku… wprawdzie zielnik będzie niezbyt ładny, ale będzie! A nie płacz, histeria i “Tata, zrób coś!”.